sobota, 29 sierpnia 2015

Prolog

Ciemność. Jedyna rzecz, którą mam przed oczyma jest ciemność. Nie jestem pewna od jak dawna mi ona towarzyszy. Już dawno zdążyłam się w niej zatracić. Mimo, iż słyszę różne dziwne dźwięki, już mnie nie obchodzą. Jęki, krzyki, płacz nie robią na mnie wrażenia. Czuję tylko pod stopami jakiś grunt. Nie mam pojęcia co to może być. Jest trochę lepkie i plastyczne. Oddycham ciężkim, suchym powietrzem. Mogę wyczuć, że moja klatka piersiowa ledwo się porusza. Niemiarowo podnosi się i opada. Nie ma tu dużo tlenu. Postanawiam usiąść, gdyż jestem zmęczona mą kilkugodzinną, codzienną podróżą. Znajduję po omacku coś do oparcia. Może to być coś na wzór głazu, albo nawet grzbiet jakiegoś stwora. Nie obchodzi mnie to. Prostuję obolałe nogi i otwieram usta. Nie mam już siły, żeby krzyczeć. Moje łzy wyczerpały się już dawno temu. Błąkam się po pustkowiach mej duszy słysząc cierpienie innych. Ja jedna muszę być silna. Nie mogę żyć i jednocześnie nie mogę umrzeć. Już dawno temu przestałam być człowiekiem i straciłam nadzieję na ratunek. Nie mogę przecież liczyć na jakąkolwiek pomoc...